Gdy przychodzą do nas kobiety i dzwonią ich matki, to nie mówią: dziecko, jak dobrze, że uciekłaś, zrobimy wszystko, żeby cię wesprzeć! Mówią raczej: coś ty zrobiła? W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów, widziały gały, co brały, brudy to się pierze w domu. Nakłaniają córki, by wróciły do męża, nie rozbijały rodziny  – mówi Iwona Karaś, dyrektorka Ośrodka Pomocy Ofiarom Przemocy w rodzinie w Łodzi.

Do ośrodka, w którym pracuje Iwona, przychodzi studentka. Ma 22 lata. Chce przeprowadzić jakieś badania, pisze pracę na studia. Cały czas nerwowo zerka na telefon. Iwona pyta, co się dzieje? Wtedy dziewczyna zaczyna opowiadać straszną historię.

Gdy była nastolatką, jej matka ponownie wyszła za mąż. Urodziła wtedy drugą córkę, która teraz jest w wieku gimnazjalnym. Ojczym bił matkę. Ta w końcu popełniła samobójstwo. Dzieci zostały z ojczymem. Dziewczyna, która przyszła do ośrodka, od lat jest molestowana seksualnie przez swojego ojczyma.

Otrzymywała po matce rentę, miała więc swoje pieniądze. Studiowała, miała więc wykształcenie. Codziennie wychodziła z domu na uczelnię, miała więc możliwość ucieczki. Mogła wyjść i już nigdy nie wrócić. A jednak przez wiele lat wracała – dodaje Iwona.

***

Innego dnia do tego samego ośrodka przyszła kobieta z pięcio-, sześcioletnim dzieckiem. Bardzo mocno pobita przez partnera, ojca dziecka. Po kilku dniach wciąż miała sińce na twarzy. Partner znalazł ją, zadzwonił do niej i powiedział, że ma się natychmiast pakować i wyjść z ośrodka, on na nią czeka. Na twarzy jej dziecka widać było przerażenie. Iwona czuła się kompletnie bezradna. Zrobiła coś, co pamięta do dzisiaj. Poprosiła kobietę, żeby poszła z nią do łazienki. Stanęły przed lustrem i zapytała ją, czy mogłaby spojrzeć w lustro. Kobieta nie była w stanie. Człowiek, który czeka za bramą, bardzo mocno panią skrzywdził, powiedziała. Nie zdążyły się nawet zagoić wszystkie rany, a on zrobi to kolejny raz. Kobiecie łzy popłynęły po policzkach. Następie spakowała swoje rzeczy, wzięła dziecko za rękę i wyszła z ośrodka.

Musi to lubić

Dlaczego nie uciekła? Kto zrozumie taką kobietę? Skoro niby tak bardzo cierpiała, dlaczego nic nie zrobiła? Może to lubi? Widocznie jeszcze za mało dostała, mówią ludzie w odpowiedzi na takie historie.

80 proc. ofiar przemocy domowej w Polsce to kobiety[1]. – Gdy uciekają po raz pierwszy, właściwie zawsze wracają. Pierwszej ucieczce towarzyszy ogromny lęk, przerażenie, często jest to moment, w którym interweniuje policja. Dopiero trzecia, czwarta ucieczka, kończy się faktyczną decyzją o odejściu, dojrzeniem do założenia sprawy w sądzie, sprawy rozwodowej, alimentacyjnej, złożenia pozwu do prokuratury. Zwykle dopiero wtedy kobieta decyduje się na podjęcie terapii i w konsekwencji wyjście z roli ofiary – mówi Iwona Karaś, dyrektorka Ośrodka Pomocy Ofiarom Przemocy w rodzinie w Łodzi.

– W ośrodku jesteśmy w stanie dość szybko powiedzieć, czy ofiara wkrótce wróci, czy nie. Oceniamy to na podstawie tego, w jaki sposób mówi o sprawcy. Gdy przychodzi, zwykle w bardzo drastyczny sposób opowiada o tym, co ją spotkało. Przedstawia sprawcę jako bardzo niebezpiecznego człowieka. Jeśli ucieka z dzieckiem, boi się nie tylko o siebie, ale i o nie. Wystarczy jednak kilka dni, aby jej optyka zaczęła się zmieniać. Zaczyna wówczas mówić, że on rzeczywiście kiedyś ją pobił, ale przecież jest dobrym ojcem. „Ma też dobre momenty, gdyby nie pił, pewnie wszystko byłoby w porządku, że to jej mąż, że musi dać mu szansę”.

Dlaczego tak mówi?

Kto ci uwierzy?

– Sprawca cały czas ma wpływ na ofiarę. Bardzo rzadko jest tak, że ofiara od razu wyłącza telefon, zmienia numer, odcina kontakt. Nie robi tego, ponieważ boi się, że to może jeszcze pogorszyć sytuację. Ale utrzymywanie kontaktu ze sprawcą zawsze wygląda tak, że on dąży do tego, by ona wróciła – tłumaczy Iwona Karaś.

Co takiego mówi i robi sprawca? Przeprasza, błaga, obiecuje, że się zmieni, że się poprawi, że już nigdy tak nie postąpi. Mówi jej, że jest najwspanialsza, najukochańsza, że bez niej życie nie ma sensu. – Taka wylewność emocjonalna to coś, czego ofiara pragnie najbardziej – mówi Iwona.

Manipuluje. „Kto ci uwierzy, spójrz na siebie, sąd zabierze ci dziecko, ja sobie bez ciebie nie poradzę, jeśli nie wrócisz, zabiję się, nie chcę dalej żyć”. – To bardzo skuteczne, bo ona zaczyna myśleć o powrocie do domu w kategoriach odpowiedzialności za jego życie.

Grozi. „Jeśli nie wrócisz, złapię cię na ulicy, znajdę cię, zabiję cię, wiem, gdzie mieszkają twoi rodzice, wiem, gdzie mieszka twoja siostra, zabiorę ci dziecko, nigdy więcej nie zobaczysz swojego syna, mam ludzi, którzy to zrobią”. – Ofiara wierzy, bo takie doświadczenia ma za sobą, wie, na co stać sprawcę.

Wierzy mu też, bo go kocha.

Gdy przestajesz walczyć

Ofiara i sprawca są bardzo silnie związani emocjonalnie. To relacje małżeńskie, partnerskie, matki z synem, babci z wnuczkiem. – Ona go kocha i nie da się tego wyrzucić poza nawias – mówi Iwona. – Jeśli to związek partnerski lub małżeński, to sprawca jest przecież osobą, w której ona się kiedyś zakochała. Miał być dla niej najlepszy na świecie.

Ale stał się katem, który przez lata mówił jej, że bez niego nie da sobie rady. Że nigdy nie da rady odejść, że na nic nie zasługuje, że jest nikim.

– Niedawno rozmawiałam z młodą, 33-letnią kobietą. Była w ośrodku już trzy razy. Za trzecim razem przebywała tu już na tyle długo, by zaliczyć całą psychoterapię. Na koniec zapytałam ją, co trzymało ją przy tym człowieku? Odpowiedziała, że cały czas towarzyszył jej strach, że jak go straci (choć przeraźliwie się go bała), już nikt inny w jej życiu się nie pojawi. Bo on jej stale powtarzał, że zostanie sama. Że nikt już się nią nie zainteresuje – mówi Iwona. – To wywołuje potworny lęk. Sprawia, że przestajesz walczyć.

I uczy bezradności.

– Na początku związku, w którym jest przemoc, osoba, która cierpi, szuka wyjścia z tej sytuacji. Ale szuka do momentu, aż zrozumie albo zobaczy, że wszystkie próby, które podejmuje, nic nie dają. Czyli przekona się, że czegokolwiek by nie zrobiła, nie przyniesie to pożądanej zmiany. W efekcie, z czasem przestaje szukać rozwiązania i pogrąża się w beznadziei. To właśnie tzw. wyuczona bezradność.

A gdzie jest jej rodzina? Rodzina bardzo często nie tylko nie pomaga, ale wręcz komplikuje sytuację.

Kobieta powinna być uległa

„Daj mu szansę, to jest twój mąż, przecież się kochacie, wszystko można przecież poukładać, musicie się pogodzić, jesteście małżeństwem”. To ofiara słyszy w domu rodzinnym.

– Gdy przychodzą do nas kobiety i dzwonią ich matki, to nie mówią: dziecko, jak dobrze, że uciekłaś, zrobimy wszystko, żeby cię wesprzeć! Mówią raczej: coś ty zrobiła? W naszej rodzinie nigdy nie było rozwodów, widziały gały, co brały, brudy to się pierze w domu. Nakłaniają córki, by wróciły do męża, nie rozbijały rodziny – mówi Iwona. – Bywa oczywiście przeciwnie, ale zdecydowanie rzadziej.

W Kościele też namawiają ją, by wróciła.

„Postaraj się bardziej, to jest twój mąż, czy wystarczająco bardzo kochasz swojego męża? Czy jesteś w stanie mu przebaczyć? Jesteś kobietą, powinnaś być uległa, powinnaś się bardziej starać, być lepszą żoną, partnerką, matką”. Co robi ofiara?

– Słysząc takie słowa, ofiara nie tylko czuje się kompletnie niezrozumiana, ale także wtórnie zraniona – tłumaczy Iwona. – Dochodzi do tzw. wtórnej wiktymizacji, czyli doświadczenia powtórnej krzywdy ze strony bliskich osób lub zaufanego środowiska.

– Każda ofiara przemocy bierze na siebie część odpowiedzialności, więc gdy szuka pomocy, a słyszy: postaraj się bardziej, co takiego zrobiłaś, że on cię tak potraktował, wtłaczamy ją w jeszcze większe poczucie odpowiedzialności za sytuację. Ponadto, musimy pamiętać, że sugerując ofierze powrót, odrzucamy de facto przepisy prawne. Bo jeśli słyszmy, że ktoś kogoś bije, a bicie jest przestępstwem, i doradzamy mu pozostanie w takiej sytuacji, łamiemy przepisy.

Co  takiego  dzieje  się  z nami,  że uznajemy, że jednemu  człowiekowi wolno  bić  drugiego? – zastanawia się Iwona.

Ojciec roku

Więc kobieta wraca. I ma nadzieję, że on się zmieni. Ale wpada w błędne koło.

– Gdy ofiara wraca, zaczyna się tzw. miesiąc miodowy. Może on trwać od dwóch dni do kilku miesięcy w zależności od tego, jak szybko sprawca znowu poczuje się bezkarny. W tym czasie sprawca się stara. Myśli jeszcze lękowo. Chce być ojcem roku, znajduje pracę, może nawet na jakiś czas przestaje pić, zapisuje się na jakąś terapię. To wszystko jest jednak bardzo krótkotrwałe, a potem historia powtarza się od początku. W domu pojawia się napięcie. Nie są to jeszcze sytuacje bardzo niebezpieczne, ale z czasem napięcie rośnie i staje się coraz groźniej. Dochodzi do rękoczynów, następnie najczęściej do jakiegoś poważnego zdarzenia, w wyniku którego interweniuje policja, może ofiara ucieka, może trafia do szpitala. Zostaje rozłączona ze sprawcą. Następnie on robi wszystko, by ona wróciła. Jeśli wróci, ponownie wchodzi w błędne koło przemocy. Znowu pojawia się ten sam schemat, te same sytuacje.

Nasze kobiety wiedzą, jak to wygląda. Kiedy przebywają w ośrodku, są edukowane, rozmawiamy z nimi, żeby miały wiedzę i świadomość, co się może zdarzyć.

Wiedzą też, że gdy wracają, a w domu są dzieci, my jako ośrodek mamy obowiązek napisać list do sądu i poinformować, że w rodzinie jest sytuacja, która zagraża życiu i zdrowiu kobiety i dzieci. Wskazać, że ktoś powinien mieć wgląd w tą rodzinę. Kobiety wiedzą, że nie wolno nam pozostawić tej sytuacji – mówi Iwona.

Wiedzą, że cudu nie będzie.

On się nie zmieni

W Kościele często chcemy wierzyć w cud, w cudowną błyskawiczną zmianę. Ale to się nie zdarzy. Sytuację można naprawić, ale sprawca musi mieć świadomość błędu, widzieć potrzebę pracy nad sobą, czuć potrzebę zmiany, musi szukać pomocy, terapii. A to, co najczęściej słyszymy lub czytamy w wiadomościach wysyłanych przez sprawcę do ofiary, to „gdybyś nie zrobiła lub nie powiedziała…”, lub: „oboje ponosimy odpowiedzialność” – mówi Iwona.

I dodaje: Dziś wiem, że w rozmowie z kobietą, która chce opuścić ośrodek i wrócić do partnera, który ją krzywdzi, nie powinnam się skupiać na tym, żeby ją zatrzymać. To bezskuteczne. Powinnam się skupić na tym, żeby powiedzieć jej: on się nie zmieni.

Oraz: zawsze możesz wrócić do ośrodka. Żeby się nie bała, nie wstydziła, że jeśli tylko w domu będzie niebezpiecznie, czekamy na nią. Bo ona wie, że w takiej sytuacji będzie musiała się zmierzyć nie tylko z porażką, ale także z jeszcze większym wstydem.

***

Dziewczyna jest mocno kontrolowana. Coraz bardziej nerwowo zerka na telefon. Ojczym wszedł w rolę ojca. Całe życie zapewniał jej i jej siostrze wszystko, czego potrzebowały. Pilnował edukacji, płacił za korepetycje. Teraz się niepokoi. Powinna już być w domu.

Iwona daje dziewczynie szczegółowe wskazówki, co ma zrobić, gdy wyjdzie z ośrodka. Daje instrukcje na kartce. Dziewczyna idzie prosto na policję. Trafia do prokuratora. Ten daje natychmiastowy nakaz aresztowania ojczyma. Policja tego samego dnia wyprowadza go z domu w kajdankach. Dziewczyna, ponieważ jest pełnoletnia, staje się rodziną zastępczą dla młodszej siostry. Ojczym, jeszcze w sądzie, będzie nią manipulował, obarczał poczuciem winy, odpowiedzialności, wchodził w rolę ofiary, udawał chorego. W końcu jednak przyzna się do winy i zostanie skazany.

„Kiedy myślę o tej sytuacji, widzę jeszcze jedno. Prokuratora, który ani raz nie zapytał: „dlaczego” – dlaczego nie wyszłaś, dlaczego jeszcze tam jesteś, dlaczego to robisz, dlaczego na to pozwoliłaś” – mówi Iwona.

[1]  Źródło: https://konkret24.tvn24.pl/polska,108/gus-80-procent-ofiar-przemocy-domowej-to-kobiety-jak-politycy-chca-z-nia-walczyc,970085.html